czwartek, 6 lutego 2014

Kryptonim Lewiatan epizod 5 - Kryptonim zazdrość

Epizod 5 – Kryptonim zazdrość


- Tak się właśnie kończą sprawy, gdy pozwalacie waszym penisom decydować. - żachnęła się Momoi, z dezaprobatą kręcąc głową. - To całe nieporozumienie, no naprawdę...
- Daiki. - Akashi przerwał jej w połowie, zwracając się bezpośrednio do stojącego obok niego mężczyzny. - Okropnie wyglądasz, żołnierzu, powinieneś spocząć.
- A ty powinieneś jechać do psychiatryka. Nie zawsze dostajemy to, czego pragniemy. - odparł, nawet na niego nie patrząc. Z paniką wybierał numer Kise, starając się powstrzymać drżenie dłoni. W końcu zrezygnował z tego, telefon chowając do kieszeni i rzucając się przed siebie w szaleńczym biegu. - Aomine out!



- O...o co ty się tak wkurzasz!? Przecież nic nie ukrywa...!
- Oh czyżby!? - Kuroko warknął, wysoko zadzierając głowę, i jakby mimowolnie stając na palcach, chcąc górować nad Kagamim. Ostatnie niewinne duszyczki które miały nieszczęście znajdywać się w tym samym wagonie co oni, pospiesznie umykały do sąsiednich, zatłoczonych pomieszczeń.
- Naprawdę, nawet w takim momencie nie chcesz przyznać się, że masz zamiar uciec!?


- Penisy, penisy, tylko penisy! Tetsu-kun taki nie jest, właśnie dlatego go kocham. Akashi-kun, jestem wami naprawdę piekielnie zawiedziona! I zażenowana, o tak! Myślałam że spędziłam z wami wystarczająco dużo czasu, by oduczyć was takiego zachowania! A ty, Mukkun!? No kto jak kto, ale byłam pewna że Ciebie wyszkoliłam dobrze, myślałam że nie dasz się pokonać temu piekielnemu narządowi! Masz coś na swoją obronę?
- Ja robię tylko to, co każe Aka-chin! - wychlipał Murasakibara na granicy płaczu, wczepiając palce w marynarkę rudzielca.
- Satsuki, nie możesz winić nas za to że mar...
- Owszem mogę!!! - ryknęła dziewczyna, jej włosy zawiały na wietrze który nagle rozpętał się, roznosząc wszędzie kolorowe liście. - Wszystko przez te cholerne penisy!


Jeszcze jedna ulica, jeden zakręt, jedna chwila.
Aomine, zadyszany jak nigdy, wyjrzał zza rogu, wpatrując się prosto w kawiarnię,w której zostawił Kise. Zbladł.
- O cholera... - wykrztusił tylko, nieobecny wzrok wbijając w szybę, za którą roiło się od ludzi. Upchnięci byli jak tylko się dało, przyciśnięci do ścian i szkła, rozpłaszczając się i ruszając rytmicznie niczym jedna, ogromna istota. Przerażeni ekspedienci, którym jakimś cudem udało się wydostać na zewnątrz, wyglądali jakby opuścili piekło. Piekło, w którym ciągle znajdowała się osoba, na której Aomine zależało najbardziej na świecie.
Ale Aomine już się nie bał. Nie miał zamiaru przegrać gry o tak ważną stawkę.


- Doskonale wiem, co masz zamiar zrobić! Wiem o stypendium, wiem że wyjeżdżasz do Ameryki, wiem, Kagami-kun i wcale się nie gniewam, ja się cieszę z twojego sukcesu, ale... - Kuroko wyrzucał z siebie potok słów, nie bacząc na osłupiałego Kagamiego.
- Skąd ty...
- Ale nie mogę uwierzyć, że to przede mną ukrywałeś! Co miałeś zamiar zrobić, powiedzieć mi w dniu wyjazdu? W ogóle nie powiedzieć!? Taiga, do cholery, dlaczego mi nie powiedziałeś!?
- Bo nigdzie nie wyjeżdżam! - Kuroko spojrzał na Kagamiego osłupiały.
- Jak...jak to? - wykrztusił, opadając z sił i lądując na piętach. - Przecież...
- Tak, dostałem stypendium sportowe do Ameryki. To prawda. Ale nie mówiłem Ci, bo uznałem że skoro nie jadę, nie ma takiej potrzeby.
- Dlaczego? - Kuroko próbował przybrać wyraz zobojętnienia, jednak emocje agresywnie błyszczały w jego oczach.
- No...no cóż, nie stałem się jeszcze numerem jeden z Japonii, takie tam...sprawy trzeba załatwiać po kolei...a ty, co ty do cholery robiłeś z Momoi!? - warknął, starając się ukryć lekkie rumieńce zdobiące policzki. Cały Kagami, pomyślał Kuroko, spoglądając na niego wyzywająco.
- Czy ma to jakiś związek z tym wszystkim, Kagami-kun? Nie wolno mi się już spotykać z innymi?
- N...nie, to nie tak...!
- Kagami-kun, czyżbyś był zazdrosny?
- C-c-c-c-co!?
- Ja, Momoi-san i Himuro-kun chcieliśmy kupić Ci razem prezent pożegnalny. Nie chcieliśmy, żebyś o nas zapomniał.
Kagami uniósł brwi wysoko, w wyrazie zdumienia. - Kuroko...- zaczął niepewnie, po czym potargał włosy niższego, uśmiechając się radośnie. - A mówią że to ja jestem głupi!
- Bo jesteś... - mruknął Kuroko, łącząc ich wargi.



*krztusi się popcornem* Boshe, jakie hepi endy...

5 komentarzy:

  1. MuraAka i BlackIce som dumne. You did well *klepie z dumą po głowie*

    http://www.youtube.com/watch?v=Vg5HIMnPx7k

    SETA MISIU. ŻEBYŚ PRZEZ NASTĘPNE 100 LAT I JESZCZE WIĘCEJ SZERZYŁĄ GEJOZĘ W INTERNETACH. ŻEBY TWOJE SHIPY STAŁY SIĘ BARDZIEJ POPULARNE. ŻEBY TWOJA INTERNETOWA RODZINA BYŁA ZDROWA I ŻEBY SIĘ ROZRASTAŁA :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Urooocze *________*
    Gratuluję skończenia Lewiatanów~
    Nigdy się nie dowiem, czy Aomine przeżył. Ale wiem, że nie. Zniczyk - [*].
    Penisy, to wszystko ich wina, cała ich~
    Tak mi teraz słodko c: idę do następnej notki skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. "Piekło, w którym ciągle znajdowała się osoba, na której Aomine zależało najbardziej na świecie.
    Ale Aomine już się nie bał. Nie miał zamiaru przegrać gry o tak ważną stawkę."
    AOMINE TY PIERDOLONY ROMANTYKU XDDDD

    Awwwww, jakie kochane zakończenie <3

    Konstruktywny komentarz lvl 100. Nie bij. Kocham cię. Wiesz o tym. I know you want me. You know I want yaaaaa...

    OdpowiedzUsuń
  4. Urocze zakończenie <3
    Co z tego, że nigdy nie dowiem się, czy Aomine uratował Kise, albo chociaż przeżył... Tyle w nim romantyzmu,ej! Jak nie Aomine normalnie xD
    Przeklęte penisy. W tym momencie powinna pojawić się Riko i porwać Momoi na drugą stronę orientacji :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Uh, cały bałagan o coś takiego?! Ale przejęty Kuroko... To musiało nieźle wyglądać! I te teksty Momoi... XD No padłam! Trzymam kciuki za Aomine, mam nadzieję, że uratuje naszą Blondi... O ile ona nie jest już świętej pamięci...

    OdpowiedzUsuń