Epizod 5 –
Kryptonim zazdrość
- Tak się właśnie
kończą sprawy, gdy pozwalacie waszym penisom decydować. - żachnęła
się Momoi, z dezaprobatą kręcąc głową. - To całe
nieporozumienie, no naprawdę...
- Daiki. - Akashi przerwał
jej w połowie, zwracając się bezpośrednio do stojącego obok
niego mężczyzny. - Okropnie wyglądasz, żołnierzu, powinieneś
spocząć.
- A ty powinieneś jechać
do psychiatryka. Nie zawsze dostajemy to, czego pragniemy. - odparł,
nawet na niego nie patrząc. Z paniką wybierał numer Kise, starając
się powstrzymać drżenie dłoni. W końcu zrezygnował z tego,
telefon chowając do kieszeni i rzucając się przed siebie w
szaleńczym biegu. - Aomine out!
- O...o co ty się tak
wkurzasz!? Przecież nic nie ukrywa...!
- Oh czyżby!? - Kuroko
warknął, wysoko zadzierając głowę, i jakby mimowolnie stając na
palcach, chcąc górować nad Kagamim. Ostatnie niewinne duszyczki
które miały nieszczęście znajdywać się w tym samym wagonie co
oni, pospiesznie umykały do sąsiednich, zatłoczonych pomieszczeń.
- Naprawdę, nawet w takim
momencie nie chcesz przyznać się, że masz zamiar uciec!?
- Penisy, penisy, tylko
penisy! Tetsu-kun taki nie jest, właśnie dlatego go kocham.
Akashi-kun, jestem wami naprawdę piekielnie zawiedziona! I
zażenowana, o tak! Myślałam że spędziłam z wami wystarczająco
dużo czasu, by oduczyć was takiego zachowania! A ty, Mukkun!? No
kto jak kto, ale byłam pewna że Ciebie wyszkoliłam dobrze,
myślałam że nie dasz się pokonać temu piekielnemu narządowi!
Masz coś na swoją obronę?
- Ja robię tylko to, co
każe Aka-chin! - wychlipał Murasakibara na granicy płaczu,
wczepiając palce w marynarkę rudzielca.
- Satsuki, nie możesz
winić nas za to że mar...
- Owszem mogę!!! -
ryknęła dziewczyna, jej włosy zawiały na wietrze który nagle
rozpętał się, roznosząc wszędzie kolorowe liście. - Wszystko
przez te cholerne penisy!
Jeszcze jedna ulica, jeden
zakręt, jedna chwila.
Aomine, zadyszany jak
nigdy, wyjrzał zza rogu, wpatrując się prosto w kawiarnię,w
której zostawił Kise. Zbladł.
- O cholera... -
wykrztusił tylko, nieobecny wzrok wbijając w szybę, za którą
roiło się od ludzi. Upchnięci byli jak tylko się dało,
przyciśnięci do ścian i szkła, rozpłaszczając się i ruszając
rytmicznie niczym jedna, ogromna istota. Przerażeni ekspedienci,
którym jakimś cudem udało się wydostać na zewnątrz, wyglądali
jakby opuścili piekło. Piekło, w którym ciągle znajdowała się
osoba, na której Aomine zależało najbardziej na świecie.
Ale Aomine już się nie
bał. Nie miał zamiaru przegrać gry o tak ważną stawkę.
- Doskonale wiem, co masz
zamiar zrobić! Wiem o stypendium, wiem że wyjeżdżasz do Ameryki,
wiem, Kagami-kun i wcale się nie gniewam, ja się cieszę z twojego
sukcesu, ale... - Kuroko wyrzucał z siebie potok słów, nie bacząc
na osłupiałego Kagamiego.
- Skąd ty...
- Ale nie mogę uwierzyć,
że to przede mną ukrywałeś! Co miałeś zamiar zrobić,
powiedzieć mi w dniu wyjazdu? W ogóle nie powiedzieć!? Taiga, do
cholery, dlaczego mi nie powiedziałeś!?
- Bo nigdzie nie
wyjeżdżam! - Kuroko spojrzał na Kagamiego osłupiały.
- Jak...jak to? -
wykrztusił, opadając z sił i lądując na piętach. - Przecież...
- Tak, dostałem
stypendium sportowe do Ameryki. To prawda. Ale nie mówiłem Ci, bo
uznałem że skoro nie jadę, nie ma takiej potrzeby.
- Dlaczego? - Kuroko
próbował przybrać wyraz zobojętnienia, jednak emocje agresywnie
błyszczały w jego oczach.
- No...no cóż, nie
stałem się jeszcze numerem jeden z Japonii, takie tam...sprawy
trzeba załatwiać po kolei...a ty, co ty do cholery robiłeś z
Momoi!? - warknął, starając się ukryć lekkie rumieńce zdobiące
policzki. Cały Kagami, pomyślał Kuroko, spoglądając na niego
wyzywająco.
- Czy ma to jakiś związek
z tym wszystkim, Kagami-kun? Nie wolno mi się już spotykać z
innymi?
- N...nie, to nie tak...!
- Kagami-kun, czyżbyś
był zazdrosny?
- C-c-c-c-co!?
- Ja, Momoi-san i
Himuro-kun chcieliśmy kupić Ci razem prezent pożegnalny. Nie
chcieliśmy, żebyś o nas zapomniał.
Kagami uniósł brwi
wysoko, w wyrazie zdumienia. - Kuroko...- zaczął niepewnie, po czym
potargał włosy niższego, uśmiechając się radośnie. - A mówią
że to ja jestem głupi!
- Bo jesteś... - mruknął
Kuroko, łącząc ich wargi.
*krztusi się popcornem*
Boshe, jakie hepi endy...
MuraAka i BlackIce som dumne. You did well *klepie z dumą po głowie*
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=Vg5HIMnPx7k
SETA MISIU. ŻEBYŚ PRZEZ NASTĘPNE 100 LAT I JESZCZE WIĘCEJ SZERZYŁĄ GEJOZĘ W INTERNETACH. ŻEBY TWOJE SHIPY STAŁY SIĘ BARDZIEJ POPULARNE. ŻEBY TWOJA INTERNETOWA RODZINA BYŁA ZDROWA I ŻEBY SIĘ ROZRASTAŁA :*
Urooocze *________*
OdpowiedzUsuńGratuluję skończenia Lewiatanów~
Nigdy się nie dowiem, czy Aomine przeżył. Ale wiem, że nie. Zniczyk - [*].
Penisy, to wszystko ich wina, cała ich~
Tak mi teraz słodko c: idę do następnej notki skarbie <3
"Piekło, w którym ciągle znajdowała się osoba, na której Aomine zależało najbardziej na świecie.
OdpowiedzUsuńAle Aomine już się nie bał. Nie miał zamiaru przegrać gry o tak ważną stawkę."
AOMINE TY PIERDOLONY ROMANTYKU XDDDD
Awwwww, jakie kochane zakończenie <3
Konstruktywny komentarz lvl 100. Nie bij. Kocham cię. Wiesz o tym. I know you want me. You know I want yaaaaa...
Urocze zakończenie <3
OdpowiedzUsuńCo z tego, że nigdy nie dowiem się, czy Aomine uratował Kise, albo chociaż przeżył... Tyle w nim romantyzmu,ej! Jak nie Aomine normalnie xD
Przeklęte penisy. W tym momencie powinna pojawić się Riko i porwać Momoi na drugą stronę orientacji :P
Uh, cały bałagan o coś takiego?! Ale przejęty Kuroko... To musiało nieźle wyglądać! I te teksty Momoi... XD No padłam! Trzymam kciuki za Aomine, mam nadzieję, że uratuje naszą Blondi... O ile ona nie jest już świętej pamięci...
OdpowiedzUsuń